W skrócie

 Pewnie się tego nie spodziewaliście, co?


Gdy w 2023 roku wydawnictwo, w którym pracuje Tośka, przeanalizowawszy wyniki i korzyści oraz potencjalne straty, decyduje się przydzielić stałą pracę zdalną dla chętnych pracowników, Socha postanawia wrócić do swoich korzeni. Mimo że nie trzymają ją żadne większe więzy rodzinne, czuje się bezpieczniej, zamieniwszy ulice Wrocławia na wąskie ścieżki Katowic. Nie mogła jednak przewidzieć telefonu od cioci Marty, która z radością oznajmia, że wraz z wujkiem sprzedali restaurację, a w lipcu wyruszają w trzymiesięczną podróż po Stanach Zjednoczonych i bardzo proszą, by Tośka przyjechała do Wisły, by zaopiekować się Tymkiem. Na myśl o powrocie do tego przeklętego miasta w Tośce budzą się dawno przepędzone demony przeszłości. (Naiwnie) licząc, że jeśli dobrze się zorganizuje, uniknie nieprzyjemnych konfrontacji, mimo że jej pobyt idealnie przypada na czas trwania Letniej Grand Prix oraz przygotowań do sezonu zimowego, ostatecznie się zgadza. Informacja ta bardzo cieszy Kamila Skrobota, ale Tośka zaczyna mieć bóle żołądka już na trzy miesiące przed przyjazdem... a perspektywa możliwego spotkania z pewnym rudym osobnikiem napawa ją przerażeniem. Nie ma jak wyjaśnić tego, co zrobiła mu przed sześciu laty. Pozostaje jej więc nadzieja, że przez trzy miesiące nikt się nie zorientuje, że znów mieszka w bliskiej (relatywnie) odległości od skoczni.

I wtedy wchodzi PZN, cały na biało.


*


Dawno temu, jeszcze w czasach, gdy pisałam pierwszą część, miałam taki ambitny plan, by stworzyć serię wakacyjnych oneshotów tośkowych o tym, co Tośki robią latem. Seria miała nazywać się Śladami bordowych vansów i pokazywać letnią odsłonę Sochy, ale jak większość moich ambitnych planów, i ten legł w gruzach. Zamiast tego więc postanowiłam wreszcie przenieść Tośkę z lodowych fińskich pustyń na łono cywilizacji w upale (którego również nienawidzi) i sprawdzić, jak by to było spędzać z nią ten teoretycznie beztroski czas. Poza tym, do napisania tej części potrzebne było mi dużo wolnego czasu, zarówno po jej stronie, jak i po stronie skoczków. Zimą są wiecznie w rozjazdach, wiecznie poza zasięgiem. Tośka kocha swoich nielotnych cymbałów, ale nie jest masochistką, nie uganiałaby się za nimi przez pół świata, zwłaszcza gdyby jej za to nie płacili.

Zdumiewa mnie, że po ośmiu (8!) latach od napisania pierwszych słów prologu Nie-lotnych, planowanie i tworzenie kolejnych rozdziałów z bohaterami tej powieści nadal sprawia mi tyle przyjemności. Mam jeden zupełnie nowy, autorski projekt w głowie, ale nie potrafię się za niego porządnie zabrać. Być może czynnikiem decydującym jest tu wspomnienie tych czasów, gdy Tośkowi byli na absolutnym topie – wystarczy spojrzeć na liczbę komentarzy pod prologiem lub pierwszym rozdziałem Bez-sennych! Wszystko to zostało przeze mnie zaprzepaszczone, bo zostawiłam bloga na długie lata (straszna głupota z mojej strony, wiem) i gdy w końcu udało mi się dopisać tę historię do końca, nie było już nikogo, by to przeczytać. Wszyscy zniknęli.

Została mi więc mała nadzieja. Nadzieja, że ktoś kiedyś sobie przypomni i Tośki odżyją, zyskają dawną świetność i kolejne komentarze zaczną mi przywracać uśmiech na twarz. It's just a spark but it's enough to keep me going... Ale nawet jeśli się tak nie stanie, chcę dać Tośce i Grzywie zakończenie, na jakie zasłużyli.

Mam nadzieję, że ktokolwiek to czyta, nie będzie zawiedziony.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz